Foto: POGOŃ RUSKA FB; założyciel i Prezes fundacji- Rafał Roszkiewicz
Rafał Roszkiewicz – założyciel i Prezes Stowarzyszenia POGOŃ RUSKA, największej pozarządowej organizacji w Polsce świadczącej pomoc walczącej Ukrainie. Rafał jest bardzo zapracowany (jednocześnie realizuje kilka pomocowych projektów), ale znajduje czas, by czytelnikom Dziennika Kijowskiego opowiedzieć o tym, jak pomaga, komu pomaga i dlaczego. Tu w Ukrainie wielu ludzi słyszało o Rafale, wielu kojarzy też Jego fundację ze wzruszającym filmikiem „Wybacz wielka Ukraino”. Niewielu natomiast jest takich, którzy patrząc na pokazane w nim dramatyczne sceny i słuchając utworu o ginących synach Ukrainy nie uronią łzy. Rozmawiamy na początku lipca w Warszawie.
Ewa Gocłowska: Prawdopodobnie wielokrotnie zadawano Ci pytanie, od czego zaczęła się ta pomoc, którą w tej chwili świadczysz na ogromną skalę. Ja też Cię o to zapytam, żeby jakoś uporządkować naszą rozmowę.
Rafał Roszkiewicz: Wszystko zaczęło się w 2022 roku, a konkretnie pod koniec lutego, po pełnoskalowej inwazji rosji na Ukrainę. Razem z przyjaciółmi postanowiliśmy pomóc naszej koleżance ze Lwowa i zrobić jakąś paczkę z lekarstwami, powerbankami i innymi potrzebnymi rzeczami. Ogłosiłem to na swoim Facebooku i wtedy zaczęło się. Ludzie przychodzili do mnie z wielkimi pakami i mój dom błyskawicznie zamienił się w magazyn. Czwartego dnia wysłaliśmy pierwszy samochód z pomocą, a szóstego dnia inwazji kolejny, no i poszło. Gdy ogłosiliśmy zbiórkę pieniężną, w dwadzieścia minut zebraliśmy kwotę, która nas zaskoczyła, a gdy zobaczyliśmy tłum uchodźców na granicy, postanowiliśmy ich wozić i w ten sposób też pomagać. I tak zacząłem się coraz bardziej wkręcać w organizowanie pomocy, np. widzieliśmy, że z Kijowa wyjeżdżał pociąg pełen uciekinierów, a wracał pusty, więc postanowiliśmy zapełnić go „pomocą”; sto osób zbierało się na bocznicy i ładowało humanitarkę w atmosferze niesamowitej solidarności z Ukraińcami. Ja chciałem tylko jeden raz pojechać do Kijowa i Zaporoża, ale gdy zobaczyłem, że nasza pomoc zalega w magazynach, zdenerwowałem się. Dwa dni później byłem z tym wszystkim w Bachmucie i od tej pory wozimy sami. Ja osobiście byłem 32 razy w Donbasie, oczywiście ze współpracownikami. Od kiedy sformalizowaliśmy się, jest nas 15 osób stale zaangażowanych i około 50 wolontariuszy- Polaków i Ukraińców.
E.G.: I tak mała paczka dla koleżanki ze Lwowa przerodziła się w milionową pomoc walczącemu narodowi.
R.R.: Tak to wygląda. Tylko w kwietniu tego roku (2024) dostarczyliśmy na front 66 samochodów, 570 dronów, 1000 kolimatorów, 100 celowników o łącznej wartości 12 milionów złotych. Nie otrzymujemy żadnych państwowych dotacji . Sprzęt kupujemy za pieniądze z aukcji, od darczyńców. Utrzymujemy kontakty z podobnymi do naszej organizacjami pomocowymi, natomiast nie ufamy państwowym instytucjom. Pomoc też dostarczamy potrzebującym sami. Mamy wtedy pewność, że dotarła tam, gdzie powinna.
E.G.: Komu pomagacie?
R.R. Na początku pomagaliśmy spontanicznie wszystkim, którzy potrzebowali, do których dotarliśmy. Teraz przede wszystkim organizujemy pomoc dla wojska i szpitali. Chcemy ogarnąć jak najwięcej szpitali i brygad. Są takie brygady jak np. Trzecia Brygada Szturmowa, które mają dużą pomoc, bo wszyscy o nich wiedzą, wszyscy słyszeli o pułku Azow. My szukamy tych najbardziej potrzebujących. Dwa miesiące temu zetknęliśmy się z oddziałem, który żadnej pomocy wcześniej nie otrzymał. Trudno w to uwierzyć, a jednak prawda. Staramy się dotrzeć na czas tam, gdzie pomoc jest potrzebna. Byliśmy pierwsi z pomocą po ataku na Jaworów i nie chodzi tu o współzawodnictwo w pomaganiu, tylko czas reakcji. Ranni nie mogą czekać . Mamy dostęp do leków, które podaje się w chwilę po zranieniu i dlatego trzeba szybko do rannych dotrzeć.
E.G.: Wiem, że organizujecie pomoc na dużą skalę, interesują Was duże programy humanitarne. Realizujecie jednocześnie wiele projektów.
R.R.: Taka jest potrzeba. W tej chwili zaangażowaliśmy się w pomoc kobietom-żołnierkom. W liczącej 400 tys. ludzi ukraińskiej armii co piąty żołnierz to kobieta. I one są często na pierwszej linii, nie na tyłach wojska. Na ogół nie mówi się o tym, że mają mnóstwo problemów, które wcale nie wynikają z faktu zagrożenia życia. Ich problemy to niewygodne, niedopasowane mundury (spodnie bojówki nie uwzględniają budowy ciała kobiet), często za duże buty. Nie będę tu rozwijał tematu hełmów, czy kamizelek, bo to już prawdziwy dramat. Ogromnym problemem jest dostępność środków higienicznych dla kobiet, a właściwie niedostępność. I tym problemem teraz zajmujemy się. Chcemy zamontować w każdej szpitalnej łazience, w punktach stabilizacyjnych, jednostkach wojskowych, szkołach w strefie przyfrontowej skrzynki ze środkami higienicznymi. Każda kobieta będzie mogła wziąć z niej to, co będzie jej potrzebne. Środki higieniczne będą codziennie uzupełniane.
Foto: POGOŃ RUSKA FB; Żołnierka Wiktoria z 47 Brygady z jednym z członków naszej ekipy
E.G.: Nie trzeba wielkiej wyobraźni, żeby domyślić się, że potrzebujecie tirów, aby te środki dostarczać. No i kwestia pozyskania funduszy, bo to, jak rozumiem, nie będzie jednorazowa akcja. I jeszcze magazynowanie.
R.R.: W ten projekt włączyli się czołowi polscy artyści. Zaprzyjaźnieni wolontariusze zebrali skrzynki amunicyjne z frontu, my zwróciliśmy się z prośbą do uznanych polskich artystów o pomalowanie ich. Artyści nas nie zawiedli. Skrzynki, a właściwie już dzieła sztuki można było oglądać w Warszawie i licytować. Środki ze sprzedaży przeznaczamy na walkę z kryzysem menstruacyjnym. No i oczywiście liczymy na darczyńców. Mamy w Donbasie magazyn-400 metrów kwadratowych – z oczywistych względów nie mogę powiedzieć gdzie.
Zaczęliśmy teraz zbiórkę z wybitnym ukraińskim poetą, prozaikiem, muzykiem Serhijem Żadanem, z którym współpracujemy od dłuższego czasu. Teraz tę współpracę zacieśniliśmy, przekazaliśmy mu sprzęt dla jednej z brygad. W zbiórce biorą udział wybitni polscy pisarze i poeci, między innymi ŁukaszOrbitowski, Jacek Dehnel. Liczymy na poparcie naszej akcji przez Unię Literacką, do której należy ponad stu polskich pisarzy.
Inna nasza inicjatywa to zespół medyczny, który będzie pomagał ewakuować rannych. Do tej pory też pomagaliśmy, ale nie tak jak teraz. W tej chwili będziemy to robić stale, można powiedzieć, że systemowo, nie od przypadku do przypadku.
Jest też projekt pilotażowy skierowany na dzieci okaleczone w czasie wojny; chcemy im „zrobić kończyny”.
Planujemy remont boiska w Mościskach.
E.G.: W jaki sposób nawiązujecie kontakty, jak docieracie do potrzebujących?
R.R.: Powiem tak: Kontakty same nas „łapią” Pomoc dowozimy do wielu miejsc, które już znamy. Jeśli pojawia się jakieś nowe miejsce, muszę tam najpierw jechać sam. Nie mogę wysłać ludzi, dopóki sam wszystkiego nie sprawdzę.
E.G.: Co czujesz, gdy jesteś w Donbasie? Boisz się?
R.R.: Oczywiście, boję się.Może to nie jest strach, ale niepokój, trudno tam zasnąć. Nauczyłem się tam słuchać przeczuć. Przeczucia są ważne.
E.G.: Jak postrzegasz ludność, która tam została?
R.R.: W Donbasie zawsze jesteśmy bardzo ostrożni w stosunku do ludności cywilnej. Większość jest prorosyjska. Dlatego mowię ludziom, żeby nie zawierali znajomości i nikomu nie wierzyli.
E.G.: Co będziecie robić, gdy wojna w Ukrainie zakończy się, oczywiście pełnym zwycięstwem Ukraińców? Czy fundacja POGOŃ RUSKA będzie odbudowywać Ukrainę?
R.R.:Nie interesuje nas zarabianie na odbudowywaniu Ukrainy. Będziemy pomagać innym, tam, gdzie będzie wojna. Gdzieś będzie wojna, bo rosjanie nie odpuszczą.
E.G.: Co czujesz po dwóch latach pomagania?
R.R.: Jestem bardziej zmęczony, na nic nie mam czasu, ale będę tam jeździł. Tak, jestem zmęczony, ale gdy słyszę, że świat jest zmęczony, Europa jest zmęczona, to wkurzam się. Świat nie ma prawa być zmęczony. Świat może być znudzony, bo zabijanie nie jest interesujące na dłuższą metę. Zamordowane w Ukrainie dzieci już tak bardzo nie interesują świata. Dwa dni temu ( rozmowa ma miejsce na początku lipca- przyp. E.G.) w Wilniańsku zginęło kilka osób, w tym dwoje dzieci; w polskich mediach nie było na ten temat żadnej informacji. Na ludziach nie robi to już wrażenia, a Zachód jest znudzony.
E.G.: Dlaczego pomagasz?
R.R.: Pomagam, bo muszę. Muszę pomagać, to jest moja pokuta.
Pokutuję za to, że wcześniej nie widziałem w nich zła. Pomimo znajomości historii nie widziałem tego całego zła, które jest udziałem rosjan.
E.G.: To miało być na koniec, ale zrobiło się strasznie pesymistycznie i żeby nie zakończyć rozmowy w tym duchu, chociaż być może odzwierciedla on ducha Ukrainy w tej chwili, zapytam Cię o nazwę fundacji. Skąd to POGOŃ RUSKA?
R.R.: Zanim sformalizowaliśmy się, współpracowaliśmy z fundacją Prometeusz dla Seniorów. Fundatorem fundacji jest książę Albert Czetwertyński herbu Pogoń Ruska. Spodobała nam się ta nazwa, no i bardzo pasuje do sytuacji, w której działamy.
E.G. Dziękuję za rozmowę i….
R.R. … i Slava Ukraini
Ewa Gocłowska